Nie daj się zwieźć na manowce… Ortografia ma znaczenie!
Niektórzy uważają, że nie ma różnicy, czy napiszemy „ogórek”, czy „ogurek”. Niezależnie bowiem od tego, jakie Ó/U wybierzemy, będzie wiadomo, że chodzi nam o podłużne zielone warzywo. Osoby uznające, że ortografia jest zbędna, odrzucają jednocześnie argument o przedstawieniu etymologii słowa w jego zapisie, pokazaniu jego powiązań z innymi czy pisowni zgodnej z rozwojem języka. Najważniejsze jest przekazanie sensu – akt komunikacji, a także jego wydajność. Chcemy się porozumieć szybko, nie zastanawiając się nad tym, jak piszemy. Najlepiej byłoby zatem całkowicie odrzucić rozróżnienia ortograficzne, żeby jeszcze usprawnić proces.
Czemu niektórzy chcą się pozbyć ortografii?
Jednym z powodów takiego podejścia jest komunikacja za pomocą Internetu, który pozwala na zachowanie anonimowości i przekazywanie myśli na duże odległości. Bardzo często dochodzi do tego porozumiewanie się językiem obcym, a w konsekwencji – mieszanie nie tylko słownictwa i coraz to nowsze zapożyczenia, ale też kontaminacja struktur. Co jednak w sytuacji, gdy ortografia różnicuje znaczenie?
Możemy przecież napisać, że „mama karze” albo „mama każe” – pozostaje pytanie, czy prosi dziecko o wykonanie domowych obowiązków, czy karci je za rozbity wazon. Musimy także pamiętać, że homofonia, czyli identyczne brzmienie słów o różnym znaczeniu, występuje nie tylko w języku polskim. W innych ma nawet większą skalę. Zjawisko to wywiera olbrzymi wpływ chociażby na język chiński. Aby zademonstrować skalę problemu, pewien XX-wieczny lingwista napisał utwór O Shi Shi, który jadał lwy (zapisany w pinyin, czyli oficjalnej transkrypcji mandaryńskiego – Shī Shì shí shī shĭ). To żartobliwe dziełko składa się z 10 wersów i 92 znaków, z których każdy wymawia się w standardowym języku mandaryńskim prawie identycznie – „shi” (pomijając tonację). W związku z tym po jego transkrypcji na alfabet łaciński staje się niemal kompletnie niezrozumiałe. Wróćmy jednak do problemów z polszczyzną…
Ktoś może pojedzie nad morze. Będą chorzy czy hoży?
No dobrze… Rozróżnienie znaczenia „morze” i „może” jest bardzo proste. Głównie dlatego, że są to inne części mowy – rzeczownik i partykuła. Pełnią w zdaniu całkowicie różne funkcje, w związku z czym znaczenie, o które nam chodziło, bez problemu można wyciągnąć z kontekstu. Gorzej będzie, gdy będziemy musieli wybrać pomiędzy dwoma przymiotnikami – „chorzy” i „hoży”. Co ciekawe, są to słowa o kompletnie przeciwnym znaczeniu! Gdy zatem w tekście pojawią się „chorzy ludzie”, nie będziemy podejrzewać ich o skakanie przez płotki bądź ściganie się na plaży do budki z piwem. Co innego, kiedy przed nami pojawią się „hoży młodzieńcy”… Katastrofa będzie jednak nieunikniona, gdy nie będziemy pewni, czy ktoś chce nas „zwieźć na manowce”, czy „zwieść na manowce”. W pierwszym wypadku będzie potrzebował do tego taczki albo innego pojazdu na kółkach, w którym mógłby nas wieźć; w drugim – jedynie niecnego charakteru.
Niezbyt ciekawie będzie również, gdy na plakacie wyborczym kandydat na posła będzie obiecywał, że „rozpocznie walkę ze smokiem” (zamiast „smogiem”), w gazecie przeczytamy, że wyścig wygrał „przystojny kolaż” (a nie „kolarz”), a etykieta kremu do twarzy poinformuje nas, że „produkt zawiera mieć”(bo przecież „miedź” jest dla nas zdrowa). Mnie nie na żarty przestraszyłby jednak nienażarty pan z chartem zamiast hartu, który próbowałby walczyć z tym przeklętym smokiem. Niech to szlak… wróć! Niech to szlag!